Gra w klasy, Podchody, Kapsel, a może Raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy! A Ty w co kiedyś grałeś?
Jak się bawili dziadek i babcia
W czasach, w których świat przeniósł się do sfery wirtualnej, gdzie dzieci i młodzież przesiadują długie godziny przed monitorami z tabletami i komórkami w ręku, pojawiła się tęsknota za tym co namacalne, co dzieje i tworzy się naprawdę w realu wspólnie z innymi. Zaistniała wewnętrzna potrzeba odnowienia zwykłych relacji międzyludzkich. Zarówno z rówieśnikami jak i tych wielopokoleniowych. Człowiek jako istota stadna pragnie spotykać się, wspólnie tworzyć i bawić się. Patrząc z perspektywy czasu można przyznać, iż najlepsze bezpośrednie relacje międzyludzkie istniały wtedy, gdy świat nie był naszpikowany urządzeniami elektronicznymi a ludzie bardzo cenili sobie wspólnie spędzony czas. Przypomina mi to własne dzieciństwo a także godzinami snute opowieści moich rodziców czy dziadków. Czas beztroski i wspólnych zabaw na pozornie szarych podwórzach, na których przy użyciu dziecięcej fantazji można było stworzyć wszystko. Przed oczami dziecka wyłaniały się nieograniczone możliwości ukryte dla dorosłego. Każdy napotkany przedmiot można było wykorzystać podczas zabawy: kamyki do „Gry w klasy”, kapsle z butelek do „Gry w kapsle”, szary beton nadawał się do gry „Wojna, piwko przeciwko”, a napotkany papierek służył do gry w „Kamień, nożyce, papier”. Przedmiotowy cykl artykułów ma przypomnieć starszym pokoleniom zabawy, w które kiedyś sami chętnie się bawili. Młodym pokoleniom ma wskazać alternatywę spędzania czasu wolnego z dala od monitorów i komórek, ale przede wszystkim ma dostarczyć propozycji do wspólnej zabawy. Ważnym elementem jest także uchronienie od zapomnienia pokoleniowego dorobku związanego z niezwykłym dziedzictwem jakim czasem są dawne ludowe gry i zabawy.
Pierwszą z takich „nieśmiertelnych gier”, w którą grały już nasze babcie i dziadkowie, była wspomniana wcześniej „Gra w klasy”. Zalety tej gry to przede wszystkim ćwiczenie skoczności, celności, refleksu, równowagi, znajomości cyfr oraz nauka współzawodnictwa i radzenia sobie z przegraną. Dzisiaj można kupić różnorodne maty, obrazujące diagram czyli tak zwanego „Chłopka” do skakania, ale najprościej jednak, gdy dziecko narysuje je samo przy użyciu kredy na betonie, lub zwykłym patykiem na ubitej ziemi. W klasy może zagrać każdy, niezależnie od wieku. Sama chętnie to czasem robię i już nie mogę się doczekać kiedy nauczę grać w nią mojego wnuczka. A oto zasady tej gry:
Na ziemi rysujemy diagram (diagramów i możliwości jest całe mnóstwo, właściwie ogranicza nas tylko wyobraźnia), najczęściej numerujemy go od 1 do 8 (co obrazowało kiedyś liczbę klas w szkole podstawowej), ale pól może być oczywiście więcej. Skaczemy po kolei od 1 do 8. Przed przystąpieniem do skakania, musimy na klasę coś rzucić. Najlepiej znaleziony w pobliżu kamyk lub szkiełko. Każde dziecko prowadzi grę na własny rachunek. Uczestnik wrzuca szkiełko w „pierwszą klasę”, staje na jednej nodze, wskakuje w pole, podnosi szkiełko, przeskakuje resztę pól i wyskakuje na zewnątrz chłopka. W ten sposób stara się zaliczyć wszystkie osiem pól. W ramiona wskakuje się obunóż, zarówno w drodze do celu, jak i w drodze powrotnej. Do głowy wskakuje się obunóż, wykonuje obrót w powietrzu i skacze z powrotem. Jeśli gracz „skusi”, kolejkę rozpoczyna następna osoba. Następnej kolejki nie zaczynamy od pierwszej klasy, ale od tej, na której skusiliśmy. Skucha to wrzucenie szkiełka w nieodpowiednie pole lub na którąkolwiek z linii chłopka. To nieutrzymanie się na jednej nodze lub naskoczenie na linie oddzielające poszczególne pola. Wygrywa uczestnik, który pierwszy ukończy szkołę (8 klas). Czasem skakało się też z nogami na krzyż z zawiązanymi oczami i tyłem, ale to już zabawa dla bardziej wprawnych graczy. Liczba graczy jest dowolna. Można ćwiczyć i bawić się nawet samemu, ale myślę, że wiele mam, tatusiów, a nawet dziadków chętnie zagra ze swoimi pociechami.
Kolejną grę, którą chciałabym zaproponować, to gra terenowa „Podchody”. Jest to doskonałe ćwiczenie dla dzieci i dorosłych. Trening refleksu i sprawności fizycznej. Ćwiczymy umiejętność odczytywania, zapamiętywania symboli, orientacji w terenie i uczymy się działać zespołowo. Mnie osobiście kojarzy się ze świetną grupową zabawą, w którą mogli grać wszyscy, bo każdy miał okazję się wykazać czy to intelektualnie, czy sprawnościowo. W grze raczej nie było przegranych, bo samo układanie i realizowanie zadań sprawiało ogromną frajdę. Do zabawy potrzebnych jest niewiele rzeczy: patyk, kreda, przygotowane ponumerowane liściki. Czasem zamiast liścików wystarczy długopis i kartki – bo zadania powstają lub ewoluują w trakcie zabawy.
W grze biorą udział dwie drużyny: jedna ucieka i ukrywa się zostawiając za sobą ślady: strzałki na ziemi, oznaczenia na krzewach, drzewach oraz ponumerowane liściki z podpowiedziami i zadaniami. Druga drużyna liczy (np. do 50 lub 100) i rozpoczyna szukanie uciekających. Idąc po zostawionych śladach wykonuje pozostawione zadania i stara się odnaleźć uciekającą drużynę. Wygrywa ta grupa, która pierwsza dotrze na miejsce oraz wykona wszystkie pozostawione na trasie zadania. Jeśli pozostawione zadania nie zostały wykonane, wygrywa drużyna uciekająca. Zadania mogą mieć najróżniejszy charakter, od ruchowych (wykonanie 10 przysiadów), związanych z przyrodą (np. nazbieranie 5 liści wskazanych drzew), po bardziej wyszukane (np. opatrzenie jednej osoby z drużyny jako osoby rannej w nogę i przeniesienie jej do kolejnego punktu, gdzie znajduje się wiadomość). Wszystko zależy od pomysłowości drużyny, która ucieka i układa zadania. Zabawa pozwala w niezwykły sposób poznać zasoby naszego lokalnego środowiska: przyrodę, historię i geografię. Wszystko to można wpleść w zadania, a sama pogoń, czy ucieczka uliczkami naszej miejscowości i lasami lub polnymi drogami, to niezwykła nauka miejscowej topografii.
Następną ciekawą grą, w którą grało się od pokoleń były „Kapsle”. Pamiętam jak wszyscy rysowaliśmy patykiem na ziemi trasę. Czasem kredą na betonie. Oznaczaliśmy start, metę, a po drodze tworzyliśmy rozmaite przeszkody, skocznie, zakręty, czasem zbiorniki wodne (np. kałuża). Do zabawy używaliśmy metalowych kapsli od butelek po oranżadzie….. dziś zabawa może być lekko zmodyfikowana. Trasę można narysować kolorową kredą na asfalcie, a zamiast kapsli użyć plastikowych zakrętek, co nie będzie miało wpływu na jakość gry i wywołane emocje.
Szerokość toru zabawy uzależniona jest od liczby uczestników – im więcej graczy, tym szerszy powinien być tor. Do gry w kapsle potrzebne są minimum dwie osoby. Ustawiamy kapsle na starcie, jeden obok drugiego, wierzchnią stroną na spód i pstryknięciem w bok kapsla przesuwamy się do przodu. Pstrykamy na zmianę i w ten sposób ścigamy się do mety. Wypadnięcie poza linię toru oznacza stratę kolejki. Wygrywa ten gracz, którego kapsel jako pierwszy przekroczy linię mety.
Gdy byłam dzieckiem na podwórkach bardzo popularną wersją gry był tzw. Wyścig Pokoju, czyli wyścigi na kapsle rozgrywane na wzór transmitowanych w telewizji zawodów kolarskich. Kapsel specjalnie przygotowywano do wyścigu wklejając flagę państwa, które dany gracz reprezentował. Dziś także możemy nasze kapsle ozdabiać i oznaczać np. naklejając flagi, miniaturowe obrazki z ulubionymi modelami aut, motocykli czy wizerunki sportowych idoli, nadając zabawie charakter wyścigu państw, rajdu samochodów lub wyścigu graczy.
Grą, którą także wspominam z uśmiechem była gra „Raz dwa trzy, Baba Jaga patrzy! Baba Jaga czyli jedno z dzieci stoi plecami do pozostałych uczestników zabawy, a w tym czasie reszta grupy biegnie w jego kierunku. Na słowa: Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy! dziecko będące Babą Jagą odwraca się, a biegnące dzieci zastygają w bezruchu – popadają w odrętwienie. Baba Jaga chodzi między uczestnikami, przyglądając się czy któryś z nich się nie poruszy (może też rozśmieszać nieruchomo stojące dzieci). Ten, kto się poruszy, idzie na początek, a reszta pozostaje na swoim miejscu. Baba Jaga znów wypowiada słowa „Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy!”. Wygrywa dziecko, które najszybciej dotrze do stanowiska Baby Jagi, a tym samym staje się nową Baba Jagą. Zabawa ta nie wymaga żadnych gadżetów, a uczy zwinności i utrzymania równowagi.
Pamiętam, że jedną z moich ulubionych gier była gra w „Dwa ognie nazywane też zbijakiem”. To ruchowa zabawa drużynowa. Potrzebna jest parzysta liczba uczestników, prostokątne boisko podzielone na równe części i piłka. Dzielimy naszych uczestników na dwie równe grupy. Jeśli grupa się zna, możemy pozwolić, żeby wybrali się samodzielnie – np. wskazując kapitanów, którzy sami zadecydują o składzie zespołu. Zespoły stają naprzeciw siebie na boisku. Natomiast kapitanowie stają za drużyną przeciwną, tak jak na obrazku.
Zadaniem graczy jest zbijanie piłką przeciwników. „Zbity zawodnik” schodzi z boiska. Do „zbicia” dochodzi wtedy, gdy rzucona piłka uderzy kogoś.
Uczestnik zabawy nie jest „zbity” jeżeli:
- piłka odbije się wcześniej od ziemi,
- osoba trafiona złapie piłkę (tak by ta nie dotknęła ziemi) - „zbicie” nie jest zaliczone, a gra toczy się dalej,
- ktoś inny z drużyny złapie piłkę, zanim ta dotknie ziemi – nawet jeśli trafiła ona kogoś z tej samej drużyny.
Należy również pamiętać, że kapitanów – tzw. matki, nie można zbić. Oczywiście przed piłką można uciekać lub łapać. Nie można jednak uciec poza wyznaczony teren gry. Przegrywa ten zespół, który straci wszystkich graczy.
Pamiętam jak ćwiczyliśmy rzucanie i łapanie piłki, żeby tylko jak najdłużej utrzymać się w grze, albo co było jeszcze fajniejsze zostać „matką”.
Grą przy której spędzaliśmy latem długie godziny, a która dzisiaj wydaje się trochę kontrowersyjna ze względu na przedmiot, który używaliśmy do zabawy to „Finka”, czyli zabawa harcerskim nożem, albo scyzorykiem. Zabawa polegała na wbijaniu noża w ziemię z najbardziej zwariowanych pozycji. np. opierając jego czubek o kolano, łokieć, brodę, nos, tył głowy, itd. tak aby ostrze wbiło się w grunt. W grze uczestniczyło co najmniej dwóch graczy (optymalnie 2-8 graczy). Najlepsze podłoże to ziemia lub piasek ale trawa też się nadawała. Gra posiadała kilkanaście poziomów, a wygrywał gracz, który jako pierwszy przeszedł je wszystkie. Każdy z graczy wykonywał po jednym rzucie przekazując nóż kolejnej osobie. Udane wbicie ostrza w ziemię dawało awans na kolejny poziom, natomiast gdy rzut był nieudany i ostrze nie wbiło się w ziemię, należało powtarzać rzut do skutku na bieżącym poziomie. Rzut uznawany był za zaliczony, jeśli pomiędzy rękojeścią a podłożem mieściły się co najmniej dwa palce.
Niektóre wybrane poziomy gry. Z czasem dokładaliśmy ich więcej i były bardziej wymyślne w nazwie i wykonaniu: |
|
---|---|
Poziom |
Rzut |
1. Matka |
ze środka ręki, ze strony wewnętrznej |
2. Ojciec |
ze środka ręki, ze strony zewnętrznej |
3. Mały palec |
z palca małego |
4. Palec serdeczny |
z palca serdecznego |
5. Palec środkowy |
z palca środkowego |
6. Palec wskazujący |
z palca wskazującego |
7. Kciuk |
z kciuka |
8. Łokieć |
z łokcia |
9. Ramię |
z ramienia |
10. Broda |
z podbródka (pomiędzy ostrzem a podbródkiem należy umieścić kciuk) |
11. Nos |
z czubka nosa (pomiędzy ostrzem a nosem należy umieścić kciuk) |
12. Czoło |
z czoła (pomiędzy ostrzem a czołem należy umieścić kciuk) |
13. Czacha |
z czubka głowy |
Dzisiaj niektórym zabawa ta może wydać się niebezpieczna, jednak ja nie pamiętam, aby kiedykolwiek stało się coś komuś podczas zabawy, a nasze wytrenowane i przyzwyczajone do noża ręce rodzice skutecznie wykorzystywali do obierania ziemniaków.
Do pobrania:
Jak się bawili dziadek i babcia.pdf (420,55KB)
1. Jak si hráli děda a babička.pdf (443,23KB)
Aneta Labisz